niedziela, 3 kwietnia 2016

Z życia wzięte: Fotograf - zawód czy powołanie?

Witajcie!

Ostatnio nasunęło mi się na myśl, aby poruszyć temat, który od zawsze błąkał się gdzieś w moim umyśle i do którego często wracam. Czy fotografia stanowi jedynie możliwość zarobkową? Czy jest to łatwe "skrojenie" pieniędzy? Niestety, spotkałam się z wieloma takimi spostrzeżeniami i przyznam, że ludzie głoszący takowe farmazony, totalnie nie wiedzą kim tak naprawdę jest fotograf. Oczywiście mogą istnieć ludzie, którzy robią zdjęcia typowo komercyjnie, dla kasy, ale czy wszyscy powinni być traktowani na równi w tej kwestii?
Nie, stanowczo nie.
Sama zajmuję się fotografią od 7 bądź 8 lat. Zaczynałam, jak każdy albo przynajmniej większość z tych, których pochłonęła magia zamykania krótkich chwil za pomocą jednego małe spustu w aparacie. Początki były różne, choć nie uważam, że fatalne, zawsze czułam w sobie chęć "wyżycia się" w jakiś sposób bardziej artystyczny, a przy tym chciałam ukazać światu, co tak naprawdę siedzi w mojej głowie oraz jak sama postrzegam rzeczywistość. Oczywiście świat światem, bo jednak najwięcej frajdy sprawiała mi praca z ludźmi. Zdjęcia natury czy też przedmiotów nieożywionych totalnie mnie nie pochłaniały i tak w sumie zostało do dzisiaj.




Portret to zdjęcie duszy, chwili, oddechu. Uwielbiam ukazywać ludziom, jak wspaniale mogą wyglądać na zdjęciu i tak naprawdę nie muszą robić zbyt wiele w tym celu. To właśnie stanowi dla mnie fotografia, wydobywanie z kogoś, czegoś, co nie było przez niego dostrzeżone, a co często po fakcie, zostaje docenione i pokochane, choćby o kilka procent bardziej niż dotychczas.

Fakt faktem, że spotkałam się z przypadkami totalnej nieumiejętności zapozowania do zdjęcia(czy też zwykłej ludzkiej krępacji), ale osobiście nie zrażałam się tym, bo wierzyłam, że zawsze pozostaje nam spontaniczność. W takich sytuacjach, nic nie działa tak ożywczo, jak żarty bądź zabawne anegdoty, nawet o rzeczach najbardziej prozaicznych. To bardzo rozluźnia, a uśmiech ujęty w takiej chwili jest najszczerszy i najpiękniejszy we wszechświecie! :)
Kocham ludzkie emocje..

Oczywiście zawsze ogromną różnicą jest praca z modelką, która w większości przypadków nie ma oporów przez obiektywem, co w sumie jest zrozumiałe. Choć w tej kwestii też sprawa nie jest całkiem prosta. Przy osobie, która według siebie zna swoje "lepsze" strony czy też profil, czasem jest nam naprawdę trudno "wywalczyć" swój kadr, ale w większości przypadków miałam na szczęście bardzo miłe wspomnienia, głównie ze szkoły, w której zdobyłam tytuł Fotografa Artysty, co było dla mnie jednym z najważniejszych osiągnięć oprócz oczywiście polonistyki, o której opowiem w innym czasie ;)
Ahh.. ale wracając do modelek, myślę, że moje doświadczenie, jak do tej pory można oznaczyć dużym pięknym plusem..




Oczywiście miałam również do czynienia z sesjami rodzinnymi, chrzcinami, komuniami, jak i przede wszystkim z reportażem ślubnym, dzięki czemu zyskałam ogromne doświadczenie w kwestii pracy w różnych warunkach. Coś pięknego! 
Uwielbiam to co robię, w szczególności jeśli czuję, że mam w sobie na tyle kreatywności, iż ilość pomysłów na różne, jeszcze nie zrealizowane sesje ciągle kłębią się w mojej głowie. Zatem czy fotograf to tylko zawód, bądź sposób dorabiania? Na pewno poniekąd jest to sposób pracy, ale czy to wyklucza spełnianie się w swojej pasji? Realizowanie swoich marzeń i pomysłów? Nie sądzę. Wręcz przeciwnie jest to jeden z niewielu zawodów, które dają ogromną dawkę pozytywnej energii i radości, a jednocześnie uczą nas pokory, cierpliwości i dążenia do celu.
Długie noce przy obróbce reportaży ślubnych, bieganina przez 8 h. do późna, bolące ramiona i szyja od aparatu ważącego przynajmniej ok. 2 kg.. To jest to! <3

A jak z Waszymi pasjami? Czy są dla Was tak samo ważne, jak dla mnie fotografia? Czy może macie ich więcej?:) Ja osobiście, mam ich sporo i czasem nie wiem czemu poświęcić więcej czasu, no ale życia mam nadzieję, że mi nie zabraknie, aby skończyć to, co zaczęłam.
A jeśli chcecie obejrzeć nieco więcej moich prac to zapraszam na moją stronę na facebook'u: 

No i zapraszam na zdjęcia! 

Buziaki!
M.



piątek, 1 kwietnia 2016

"Subiektywno - Obiektywnie"- czyli recenzja paletek Zoeva

Witajcie!

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moimi odczuciami, w kwestii słynnych paletek firmy Zoeva, która od dłuższego czasu zyskała wysoką rangę na rynku kosmetycznym, w szczególności za sprawą swoich nietuzinkowych pędzli. Jednakże dzisiaj skupimy się na ich jakoby "drugim" unikatowym produkcie-czyli przepięknych cieniach, dobranych starannie w kilku pojedynczych paletach. Oczywiście nie jestem w stanie ocenić wszystkich jakie posiadają, gdyż jak na razie udało mi się zdobyć cztery z całej serii, niemniej jednak myślę, że w tym momencie jestem już w stanie wystosować w miarę rzetelną opinię.

















Mianowicie chciałabym zacząć od pierwszej, jaką udało mi się zdobyć, czyli "Naturally Yours", którą  śmiało mogę określić jako bardzo dobrym produkt, który jest w stanie zaspokoić wszystkie fanki odcieni na tyle neutralnych, iż stworzenie zarówno makijażu dziennego, jak i wieczorowego nie powinno przy niej sprawić wielkiego kłopotu.


Osobiście doceniam ją za swoistą "uniwersalność", choć być może nie każdy się z tym zgodzi, ja  byłam i jestem nią oczarowana do chwili obecnej. Jeśli nie wiecie co z nią zrobić, mogę oczywiście podpowiedzieć, iż w kwestii, np. makijażu wieczorowego można wspaniale zestawić ze sobą jedynie 3 kolory z tej paletki - "Pure" może posłużyć spokojnie jako baza na całą powiekę, następnie na nią ale bardziej kierując się ku środkowi nakładamy piękny odcień "Soft & Sexy" i na sam koniec w zewnętrznym kąciku oka rozprowadzamy odrobinę "Slow Dance", który poprzez blendowanie wspaniale wtapia nam się w całość, przy czym cała ta "mieszanka" tworzy nam nieordynarny, ale przy tym efektowny makijaż na wyjście (sama dodaję czasem w sam kącik oka odcień - "Casual Elegance" lub "First Love" ... i tadam! Makijaż oka z jedną paletką gotowy!
Zatem tutaj daję pięć zasłużonych gwiazdek! (oczywiście w mojej własnej subiektywnej skali ;)





Następnie chciałabym troszkę wypowiedzieć się na temat palety "Cocoa blend", która to zyskała tak ogromną aprobatę z wielu stron, zarówno 'youtouberek', jak i blogerek, których raczej nie muszę przedstawiać ;) No i teraz tak.. Owszem zgodzę się, iż kolory w tej palecie są śliczne, unikatowe również w pewien sposób, ale.. no właśnie, jest jedna kwestia, którą muszę poruszyć, chodzi mi oczywiście o przeznaczenie tej paletki. Mam na myśli, tylko i wyłącznie urodę, czyli karnację chociażby, która jakoby może pięknie wkomponować się w cały charakter tej palety. Ja osobiście jestem chłodnym typem karnacji, i choć występują w niej rudości, które niby dobrze prezentują się z moją urodą, to jednak te odcienie są lekko "za mocne", za bardzo widoczne, przez co cały makijaż wydaje mi się czasem zbyt pstrokaty na co dzień. No dobrze, ale plusy przecież też muszą jakieś być.. no i oczywiście są! Jednakże występują w sposób pojedynczy - chodzi oczywiście o cienie, które w moim mniemaniu zasługują na wielkie brawa. Zacznę od cienia - "Bitter Start" - po prostu cudo! Dowodem na mój zachwyt może być oczywiście jeden fakt:


Zatem, chyba więcej nie muszę komentować. Ten odcień beżu, po prostu ujął mnie od pierwszego nałożenia, no coś pięknego!
Oczywiście należy również wyróżnić: "Pure Ganache" <3, "Beans Are White" i cudny " Infusion", którego drobinki zatopione wewnątrz cienia, na oku dają naprawdę ekskluzywne i eleganckie wykończenie.
Bezużyteczne, w moim przypadku okazały się niestety : "Warm Notes" (choć nie mogę nazwać go odcieniem całkowicie bezużytecznym), "Freshly Toasted", no i najbardziej niezrozumiały dla mnie "Delicate Acidity"- posiada naprawdę dziwną pigmentację, niby mamy do czynienia z ciemnym fioletem, który daje nam satynowe wykończenie, to jednak na oku gubi on w jakiś sposób swój kolor, jest nijaki, ni to fiolet, ni brąz, po prostu nie mój typ.
W ogólnej, szerszej ocenie, ta paleta dostaje ode mnie naprawdę dobre cztery gwiazdki!( hmm, a może cztery z plusem, a co mi tam!) Myślę, że głównie przez fakt, iż bardziej nadaje się do ciepłych odcieni skóry oraz posiadaczek niebieskich odcieni tęczówki :) No, ale ile ludzi tyle opinii, dlatego lecimy dalej!

Kolejne dwie palety, które są u mnie "najmłodsze" oraz które dostałam jednocześnie w prezencie to "Smoky" oraz "En Taupe".



"Smoky".. hmm, tutaj mam mnóstwo myśli na jej temat, niemniej zacznę od plusów, bo jednak nie lubię zaczynać od chłodnych słów. Jeśli chodzi o makijaż wieczorowy, to oczywiście, moim zdaniem do tego przede wszystkim została stworzona, choć wykonanie nią makijażu dziennego jest możliwe, ale do rewelacji nie należy. Jeśli chodzi o jej uniwersalność, no to niestety, moim zdaniem nie spełni tutaj swojej roli. Przyznam, że "Elegant Chaos" jest naprawdę jednym z piękniejszych, ciemnych odcieni fioletu jakie widziałam i wiele razy dopełniam nim swój makijaż, niemniej jednak.. moje rozczarowanie zaczęło się wraz z wypróbowaniem odcienia"Relieve The Moon", na którym po zaledwie kilku razach użycia, pojawiły się dziwne grudki, nie wiem czy mogło być to spowodowane plus pewnego rodzaju "tępa"konsystencja tego odcienia, który jednak powinien wieść prym w palecie tego typu, bo stanowi bazę, główne wyjście do większości makijaży. Bardzo duże rozczarowanie. Słaba widoczność? Wspominałam? Chyba nie, zatem wolę to zaznaczyć. Miały być plusy, a już są minusy, wybaczcie, ale wzbiera się we mnie gniew, gdy przy tak wspaniałej marce i tak ogólnie dobrych produktach, widzę taki szkopuł, który na dzień dobry niszczy cały obraz palety.
No dobrze, nie ma co owijać w bawełnę.. gdyż " Dark Edge" jest jednym z "brudniejszych" cieni jakie widziałam,choć na pierwszy rzut oka, mamy nadzieję, że okaże się pięknym ciemnym odcieniem zieleni. No i pech, niestety tak nie jest, a pigmentacja również nie należy do najlepszych. "Sweet Smell"? Dla mnie bliżej nieokreślony, naprawdę jeśli ktoś z Was ma kreatywny pomysł na wykorzystanie go w makijażu, stosując tylko tę paletę, to chętnie wysłucham, ja mówię NIE i przepraszam, jeśli uraziłam czyjeś szczere uczucie ku niemu. Ogólnie rzecz biorąc, paleta, jak paleta. Nawet słynna "masełkowatość" i małe osypywanie się niestety nie może być jej atutem. U mnie 3 gwiazdki, chyba tylko i wyłącznie, za wcześniej wspomniany fiolet i ewentualnie "Dust& Memories".
Trochę szkoda, bo spodziewałam po niej się nieco więcej.



No i tutaj zacznie się burza, bo wbrew wszystkim negatywnym opiniom,które bądź co bądź, w dużym stopniu ważą o naszej ocenie produktu, jak i chęci zakupu, to jednak dla mnie numerem jeden okazała się właśnie paleta "En Taupe". Nie należy ona do szczególnych ulubieńców, ani też nie zbierała wiwatów na wielu portalach, ale dla mnie.. jest idealna. Być może jest to kwestia gustu, być może urody, doboru kolorów, a może umiejętności wykorzystania jej? Nie wiem. Osobiście nie żałuję, iż trafiła do mojej kosmetyczki, gdyż jest jedną z tych palet, które mogłabym używać do mojego codziennego makijażu. Owszem, zgodzę się, że wykonanie nią makijażu wieczorowego nieco graniczy z cudem, to jednak jej unikatowość w kwestii "dzienności" bardzo miło mnie zaskoczyła. Zatem cudowne Panie, o chłodnym typie urody oraz z wybijającymi się zielonymi lub niebieskimi (choć może bardziej błękitnymi) oczami, szczerze polecam Wam tę paletę.. Pamiętajmy, że wykrzesanie czegoś pięknego z produktu, który jakoby "na tacy" podaje nam swoje względy i możliwości, to nie to samo co wykorzystanie czegoś niepozornego, co może naprawdę wzbudzić naszą wewnętrzną kreatywność. A ulubiony cień? Na pewno "Handmade"! Cudeńko.
Tyle ode mnie. Pięć gwiazdek w pełni zasłużonych, w szczególności za swoją inność i "niewszechstronność" :) Zrobić sobie nią krzywdę, to naprawdę sztuka! ;)


To tyle ode mnie, pierwsze "koty za płoty".
Chętnie wysłucham Waszych konstruktywnych opinii i komentarzy! :)
Miłego wieczoru!
M.