czwartek, 1 września 2016

Delikatne smoky z błyskiem - czyli pierwszy powiew jesieni.

Witajcie! :) Przygotowałam dla Was mały post, na temat kosmetyków,  jakich użyłam w moim ostatnim makijażu.



Postanowiłam, ze każdy produkt krótko opiszę oraz mniej więcej wskażę, jak oraz w jakich ilościach go użyłam.

Mam nadzieję, że choć kilka osób skorzysta z mojej "paplaniny" i znajdzie coś dla siebie! :)

No to zaczynamy!

1. Na początku oczywiście musimy przygotować twarz do nałożenia podkładu - ja ostatnimi czasy niezmiernie polubiłam się z tymi dwoma produktami. Mgiełka firmy Inglot ma przede wszystkim zmatowić cerę (ta wersja jest przeznaczona do cery mieszanej oraz tłustej), a przy tym działa antybakteryjnie i odświeżająco. Następnie przechodzę do kremu. Krem z firmy Ziaja, idealnie działa na moją skórę, przyznam szczerze, że naprawdę stosując go przez osttanie 3 tygodnie, w dużej mierze polepszył stan mojej cery, a to wszystko za niecałe 14 zł? Chyba więcej mówić nie muszę ;) Jak dla mnie cudeńko! Do tego jest bardzo lekki i przyjemny w swojej kosystencji :) Wystarczą dosłownie dwie "krople".



2. Moim ostatnim odkryciem okazało się serum z firmy Loreal, który przepięknie wygładza moją skórę, która wbrew pozorom ma sporo niedoskonałości, nadając jej przyjemne satynowe wykończenie. To idealna baza pod podkład i aktualnie nie zamieniłabym jej na żadną inną.. A już nie wspomnę o zapachu tego produktu, tego nie da się opisać, to trzeba poczuć!


3. No dobrze, teraz czas na jedną z moich ulubionych części makijażu, czyli aplikacja podkładu. Tutaj postanowiłam tym razem pokombinować i zmieszać dwa, które choć nieco są nieco odmienne pod względem zarówno kolorytu, jak i konsystencji, razem stworzyły bardzo ładne krycie z nieco bardziej "mokrym" i świeżym wykończeniem. Myślę, że to ciekawe rozwiązanie na lato, chociaż osobiście podeszłam do tego już nieco bardziej "jesiennie" stąd też większa ilość produktów na twarzy, w lecie zazwyczaj używałam albo bardzo lekkiego podkładu albo.. nic? :D no dobrze, jakaś odrobina pudru sypkiego zawsze się znalazła, ale to tylko z powodu mojego jakże widocznego świecenia na japce ;) W każdym razie połączenie tych produktów dla mnie było trafione w dziesiątkę! Podkład True Match z loreala ( bodajże N1 Vanilia?:D wybaczcie, piszę z pamieci), chyba nie muszę Wam szczególnie opisywać, jest to jeden z lżejszych, ale mimo to ładnie kryjących podkładów, które sprawdzą się zarówno na cerze suchej, jak i mieszanej, dla tłustej.. hmm nie wiem, aczkolwiek myślę, że tutaj mogłoby się pojawić świecenie po kilku godzinach. Co do podkładu Air Mat z Bourjois ( nr 01) byłam nieufna i przyznam, ze stosując go samodzielnie - nie zachwycił. Jest dobry, ma naprawdę ładny lekko żółtawy odcień i przez pierwsze chwile wygląda ślicznie, ale z czasem moje sebum pokazuje, jak bardzo się z nim "nie lubi". No cóż, zatem warto próbować innych rozwiązań i starać się spożytkować nawet te średnio trafione produkty w inny sposób.





4. Korektor to również istotna sprawa, no i tutaj nie muszę chyba się rozpiswać :) Myślę, że większość z Was go zna. Dla mnie jest świetny! No i za taką cenę? Puder do zagruntowania podkładu i korektora to oczywiście niezmienny, czasem jedynie zdradzany z Ecocerą ;)  Max factor creme puff (odcień natural), w którym zakochałam się już  jakieś 2 lata temu. Jeden z moich ulubieńców - bardzo długotrwały i pięknie matuje plus na całe szczęście, nie jest to puder sypki, przy takich dostaje "białej gorączki" ^^'

5. No dobrze, to teraz przyszła pora na oczy! Hmm.. albo raczej na brwi. Tak, tak.. Lubię czasem zrobić "przedstart". Moje idealne brwiowe produkty ( Kredka z Golden rose (nr 102) to nowy nabytek, który dostał u mnie piątkę z plusem! Choć za jakiś czas, czuję, że zakupię dodatkowo jeszcze ciemniejszy odcień):


6. Pora na cienie! Moja druga ulubiona część. Wykorzystałam dwie palety, a dokładniej rzecz ujmując -  z paletki Zoeva Cocoa blend użyłam cienia: Bitter start (jako ogólna baza) następnie dwóch cieni z paletki Melkior: Sweet Nectar oraz Coral Fusion, których pigmentacja jest BAJECZNA! Następnie powróciłam do paletki z Zoevy i wykończyłam makijaż górnej powieki moim ukochany cieniem Ifusion, zaś na dolnej powiecie postanowiłam nieco rozświetlić oko cieniem Pure Ganach, który zachwyca mnie za każdym razem, gdy ląduje na moim oku :) 
(dwa cienie od lewej - Melkior, dwa pierwsze cienie od lewej rząd 1 i 2 plus 4 od lwej w 2 rzędzie - Zoeva)

7. Powolutku zmierzamy ku końcowi, ale jeszcze zostajemy przy oczach! Nie mogłam się powstrzymać i musiałam użyć moich dwóch ukochanych pigmentów z Inglota, nr 115 nałożyłam w kąciki wewnętrzne oczy, zaś nr 85 nałożyłam nad roztartą kredką z filrmy Sensique, o ktorej również wspomnę, nad linią rzęs. Delikatny błysk, a ile zmienia w całym makijażu!


8. Miałam wspomnieć o kredce, zatem króciutko. Naprawdę za cenę 7 zł to bardzo dobra kredka, nie słyszałam o niej wcześniej, ale jakoś przykuła moją uwagę w sklepie, dodatkowo jest dwustronna, co według mnie jest jest sporym atutem - mniej latających kredek po całym domu. Czarna kredka bardzo ładnie rozmazuje się na oku przez co tworzy ciekawy efekt przydymienia. Jakość naprawdę na plus! 


9. No i już ostatki (ktoś wytrwał? Mam nadzieję, że tak :D) Rzęsy oczywiście potraktowałam moją ulubioną mascarą z Maybelline, ale w nieco odmiennej wersji - Intense Black, która według mnie jest lepszą wersją swojej poprzedniczki! Dużo ładniej rozczesuje rzęsy i.. łatwiej sie zmywa!
Na usta zaś powędrowała moja już ukochana świeżynka z Golden Rose (nr 01). Sami widzicie.. czy można jej nie pokochać?





10.Twarzy wykonturowałam, jak zwykle przy pomocy niezastąpionej Bahama Mama! A rozświetlenie twarzy podkreśliłam prześlicznym i jak sądzę znanym już rozświetlaczem z My Secret (Face Illuminator).







No i dotrwaliśmy do końca. 
Jeśli Wam się spodobał taki post, dajcie znać! Chętnie wysłucham wszelkich uwag bądź udzielę dodatkowych informacji, jeśli oczywiście coś nie jest do końca jasne :) Za literówki z góry przepraszam, zdarzają mi się dosyć często ^^ 

A oto oczko z bliska:




Buziaki!